Tak z grubsza wygląda Gaeltacht - najbardziej irlandzki zachód Irlandii.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWBX3OWGUOYllFWVNTjGDU52Jr-M_9jgrtpk14ojfSMSbj9SAeXH8aKXY2oPUccSrBhvnQ_oabxW9crC9BJWsmvD5_YHxq0qp4Y8b7fHyX9t84DjVyOC1kbghXZ37u5y1KzaH9LZTdW6E/s1600/Dingle.Brewery.Tig.Bhric.1.jpg)
Zatrzymałem się przy pubie o niezrozumiałej irlandzkiej nazwie aby napoić konie i ugasić pragnienie. Puściłem przodem swoich amerykańskich turystów i wchodząc przez niskie drzwi zdjąłem swój kowbojski kapelusz. Wewnątrz nie było nikogo.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg52KlYZ3Y5cvxMe53tuWePuCBwKV3l0nEaNeqlCGoMxP8fIBoP8Dh1O9FFEiq3iPoW8hVqWvpAcIFckQP4bnjIimISCiKU8sfuaW-hkSK31iT08gRadOQFebJhuXvlVqAcb5idcyhCKQE/s1600/Dingle.Brewery.Tig.Bhric.3.jpg)
Pooglądaliśmy ciekawe rustykalne wnętrze pubu, usiedliśmy przy kominku, gdzie palił się torf i czekaliśmy. Jakiś czas później z zaplecza wychyliła się młoda dziewczyna ze swoim tabletem i spytała czy jesteśmy okej.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEji8k8ZuIownPaF-2wYLMj7V5uDLpIhJRJ5FvPH2i1rbzAzYG6s0o2uiR_hrwNN0UDoUZ9fHwwz4L-MgKGxaHBw82AmrG4MzSVErf40b0pUqJJArqr57Ycbzx9bo2Dzp2B4UIDezozghY8/s1600/Dingle.Brewery.Tig.Bhric.4.jpg)
Oczywiście byliśmy okej, więc porozmawialiśmy chwilkę o pogodzie i o różnych rzeczach, które też są okej. Potem porobiliśmy kilka zdjęć i znowu zasiedliśmy przy palącym się torfie. Dwie bramki później z zaplecza wyszedł człowiek, który przedstawił się nam jako szef tego interesu i wytłumaczył się, że właśnie ogląda mecz. Zamówiliśmy lokalnego portera (ja tylko szklaneczkę, bo kierowca). Cathal wyjaśnił nam, że jesteśmy w jego mikrobrowarze, gdzie on sam na zapleczu warzy piwo według tradycyjnej receptury. Oczywiście w przerwach między bramkami.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiW7Z2eP2BDWHHP7lzv1v9hVmtNlzIG35D3ItikApVUqYM_2a4ACpviviUSo0ypy7XRg1XPcDBA6Ut-GTgdC_T-N5DKfzoQ9arCO6PrRxMqxHQ2Gg_3mrUD_HIslulo-zpn7xtu30K7b8/s1600/Dingle.Brewery.Tig.Bhric.8.jpg)
W pomieszczeniu obok stoi waga, odważniki, puste butelki i kadzie pełne fermentującego portera. Nalepki na butelkach informują, że do wyrobu piwa Cathal używa wody źródlanej z ujęcia za domem.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlnE082lj4qNqwFb3miJ9aBqwMbZJ2i2gdCjwbGtotlfszvXz7mffNamtxYeFv7wLuG7rU4TvccC7tBhA_VeXk6Jka1DrQAL2__5F6bPCg3K-TQCVW5g2ANZ8Yo6H_yeRcufn-AMITu4er/s1600/Dingle.Brewery.Tig.Bhric.5.jpg)
Ciemne piwo smakuje wybornie. Moi Amerykanie są zachwyceni i mówią, że to jest lepsze niż ich Guinness w Nowym Jorku. Tyle razy przejeżdżałem koło tego pubu... Czas podnieść cenę moich wycieczek ;)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX6GQ9R7Oj_22w06Xov6uX2YXgnX7Gqg1Qg07v8puY-pKEmWvYHJ71xzKq2Rddds97TwTTNz6vsmXm2ANbhGzNrO-dQ62Nuz-sz2ioo1M1TcyHep3ME-h3WBvJQtO-UDDIzj1yelDSvSss/s1600/Dingle.Brewery.Tig.Bhric.2.jpg)
Cathal opowiada nam historię, jak to kupił ten pub. Poprzedni właściciel zginął podczas wakacji w Hiszpanii. Nurkował czy coś. Na ścianie wisi artykuł na ten temat wydrukowany w lokalnej gazecie. Nic z tego nie rozumiem, bo gazeta jest po irlandzku. Cathal mi go tłumaczy. Potem przeprasza i idzie na zaplecze, żeby obejrzeć do końca mecz. Dziewczyna z tabletem zostaje na straży.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4TQ8bfEJmvKGU618eV1AWqrgLGwMUmVCr0ZRocdOm6a4ezq3irw2gGIw2c5bTRu8lyGUq7_vvTLiSx1pe-C-0Vx7BiMagv29ivOPa9XvNOfRG0ITbyEzhiwf0JMm48sPfQFl2fKXhWn0/s1600/Dingle.Brewery.Tig.Bhric.7.jpg)
Okazuje się, że w tym miejscu możemy nawet zostać na noc. Oprócz pubu Cathal prowadzi również małe B&B. Niestety musimy jechać dalej, nocleg mamy zarezerwowany gdzie indziej, a w planie jest poszukiwanie irlandzkich korzeni moich klientów. Opuszczam to miejsce wiedząc, że nieraz tu jeszcze wrócę. Jak również na krystaliczną plażę The Wine Strand.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiiCqLlBj26CreWxW-VVbWAJmlL17qZT__AZTuFyLevinMqw9Fy3LjcFcRPjUuewoyAyKsOIgrS0ABE5y9V8zbthV0LuGn3VisnctSOfY6-QFYeOHk_j8aSRqvyx3aZpaVAd4TYLC_qILs/s1600/Dingle.Brewery.Tig.Bhric.6.jpg)
Jakiś czas później patrząc we wsteczne lusterko widzę jak słodko śpiąca pani Janet się budzi. Wyjeżdżamy właśnie z półwyspu Dingle kiedy ona przypomina sobie, że w malusieńkim browarze zostawiła swoją torebkę z paszportem, prawem jazdy i innymi okej dokumentami. Przez chwilę krążę po okolicy łapiąc zasięg, znajduję net i telefon do Tig Bhric i upewniam się, że torebka Janet wciąż stoi na ziemi koło stołka gdzie niedawno siedziała. Dziewczyna z tabletem cieszy się, że wreszcie na wsi coś się dzieje i mówi, że czeka na nas. Będziemy mniej więcej za godzinę. Czas słać nam łóżka i nalewać lokalne piwo. A potem na plażę oglądać zachód słońca, tęcze lub deszcz. Okoliczności są typowo irlandzkie. I o to właśnie chodziło. Z Pendragon Tours zawsze oczekuj nieoczekiwanego.
Witaj
OdpowiedzUsuńCiekawa podróż po ciekawym kraju ;)
A ciemne piwo- bardzo chętnie ;)
Pozdrawiam wiosennie ;)
Jedno ciemne piwo też bardzo chętnie! Pozdrawiam.
UsuńWycieczka jak najbardziej OKEJ :)))
OdpowiedzUsuńGaeltacht... Matko, jak Ci zazdroszczę... Takie właśnie miejsca to irlandzka mentalność w pełnej krasie :) Życzliwi, uśmiechnięci, spokojni, uczynni i bardzo tradycyjni... :)
Tak z ciekawości, czytałeś może moją poprzednią notkę o dwoistości Celtów? To była 1 część...
Wszystko czytam, rzadko komentuję... Mam nadzieję, że kiedyś odwiedzisz Gaeltacht!
UsuńJa też. A czy się tam dogadam, to już insza inszość :o)))
UsuńA zdjęcia krystalicznej plaży będą?
OdpowiedzUsuńCiekawe, co to za meczyk był i kto wygrał. Ja to bym się chętnie podłączyła pod to oglądanie.
Zarażający post, teraz, kurna dziki tłum ci, Piterku, jeszcze bardziej zazdrości tej Twojej Irlandii. Piknie tam masz, piknie. I piknie korzystasz.
Będą zdjęcia plaż. Meczów i wyników nie będzie ;)
Usuń