28.08.2012

Jesienne kolory hrabstwa Kerry

Zgodnie z celtyckim kalendarzem już od 1 sierpnia mamy w Irlandii jesień. Poniżej najpopularniejsze kwiaty, które najczęściej dziko rosną przy drogach hrabstwa Kerry.



Fuksja - zarówno dziko rosnąca wzdłuż dróg jak i w przydomowych ogrodach.



Hortensja - najczęściej jej krzaki rosną przy domach, zdarzają się dzikie krzaki na wzgórzach.



Nazwy kwiatów poznałem dzięki moim klientkom, z którymi ostatnio zwiedzaliśmy rożne ciekawe miejsca w Kerry. Sam rozpoznaję tylko róże, tulipany i biały bez (ang. white without).



Ostatniej, najczęściej widzianej roślinki nikt nie potrafił rozpoznać. A było tych pomarańczowych kwiatów najwięcej.  



Zerwałem więc łodyżkę i zapytałem o nią naszego gospodarza, kiedy wieczorem zlądowaliśmy w B&B. - To jest Mabrysia - powiedział John. - A jako to się pisze? - spytałem. Nie wiedział. Żona też nie wiedziała, ale powiedziała że to sprawdzi i wyśle mi nazwę tego kwiatka przez Facebooka. Zapomniała.



Wziąłem więc na kolana wujka Google i ustaliłem, że Mabrysia to Montbretia lub Krokosmia.



Jedna nazwa pochodzi od 
Coqueberta de Montbret (1780-1801), napoleońskiego botanika, który poległ młodo podczas walk w Egipcie. Druga nazwa pochodzi od greckiego krokusa. Tyle wujek Google. A kwiatków bardzo dużo. I ładnie tam.

27.08.2012

Obiadek u Fiony z Ryczącej Zatoki

Na końcu krętej drogi prowadzącej do małego rybackiego portu w Ballintoy znajduje się mały kamienny budynek, gdzie dają dobrze i tanio jeść. 








Nie jest to ani restauracja, ani pub, ani tawerna. Nazwa Roark's Kitchen dobrze oddaje naturę tego miejsca. To kuchnia Fiony O'Rourke z Ryczącej Zatoki.



To świetne miejsce, gdzie można się posilić, odpocząć, popatrzeć na foki i zajrzeć do jaskiń. Porobić kilka zdjęć...



...albo wykąpać się w krystalicznie czystej wodzie. Naturalną architekturę tej zatoki ukształtował wulkan, potem lodowiec a dopiero na koniec ocean.

Fiona O'Rourke otworzyła swój interes prawie 100 lat temu. Od tamtej pory trochę się tu zmieniło, rybaków zastąpili turyści odwiedzający pobliskie atrakcje hrabstwa Antrim. Fionę zastąpiła jej wnuczka, która podtrzymuje rodzinną tradycję wraz ze swoimi wnuczkami.


Z nabrzeża portu Ballintoy widać Wyspę Owiec, Wyspę Rathlin, Groblę Gigantów a czasem nawet Szkocję. 

Miałem okazję posilać się w Ballintoy Harbour przy słoneczniej pogodzie i bezwietrznym oceanie. Gdyby jednak ocean pokazał swoją moc, szybko zrozumiałbym dlaczego to miejsce to Rycząca Zatoka. Dlatego wokół na dnie leży mnóstwo wraków. 

23.08.2012

Wieża Guinnessa w Cong

Na zachodzie Irlandii, niedaleko miejscowości Cong (hrabstwo Mayo) stoi Wieża Guinnessa. Zbudował ją wnuk założyciela słynnego browaru, Benjamin Lee Guinness. Budowla jest ciekawym przykładem architektury, jednak nie można tego w pełni docenić, ponieważ wieża znajduje się pośrodku lasu.



Nietypową lokalizację wieży, z której widać tylko korony okolicznych drzew można tłumaczyć tym, że w XIX w Irlandii popularne było wznoszenie 
w parkach i ogrodach dziwacznych budowli zwanych folly. W tym przypadku to jest raczej fooly (hm... taka gra słów).



Wieża Guinnessa nie jest znaną atrakcją turystyczną, nie prowadzą do niej strzałki (ja ją znalazłem ponieważ koło niej jest geoskrytka). Stoi pomiędzy zamkiem Ashford a ruinami opactwa Augustianów w Cong. Ma około 20 metrów wysokości i jest otwarta. Na szczyt prowadzą kręte schody. Flanki na szczycie są bardzo niskie, łatwo przez nie przelecieć. W pobliżu nie kręci się raczej zbyt wiele osób.




Mimo, że nie ma w środku oświetlenia, a wieża stoi w lesie, to kiedy oczy przyzwyczaiły mi się do półmroku to wszystko w środku widziałem dzięki licznym oknom. A przez każde okno widziałem oczywiście drzewa.



Wieża może być dodatkowym punktem wycieczki, jeżeli ktoś akurat wybiera się do Cong lub na Ashford Castle. Zdradzę sekret, że jak ktoś już tę wieżę w lesie znajdzie, to bez trudu znajdzie też sekretną drogę na zamek (bo na moście prowadzącym do zamku w weekendy 
kasują po €5 od osoby).

Ogłoszenia drobne z Irlandii - niewolnicy

Tłumaczenie ogłoszenia jest poniżej ogłoszenia.

znalezione w jednym z pubów Jej Królewskiej Mości w Irlandii Północnej

PUBLICZNA AUKCJA 
SPRZEDAŻ I WYNAJEM NIEWOLNIKÓW
DATA: 15 LIPCA 1820, GODZ. 11.00 
MIEJSCE AUKCJI: POD DRZEWAMI

DO SPRZEDANIA
PIĘCIU NIEWOLNIKÓW
TOBIAS - ok. 28 lat, dobry służący
HANNIBAL - ok. 20 lat, robotnik
JOSHUA - ok. 40 lat, doskonały rybak
ABRAHAM - ok. 25 lat, silny i zdrowy
ELIZA - młoda kobieta, pomoc domowa i niańka

DO WYNAJĘCIA
(na ogólnych zasadach: wikt, opierunek i opieka medyczna)
LUTHER - ok. 30 lat, robotnik
WILLIAM - ok. 37 lat, doskonały służący
HARRY - ok. 24 lat, silny i zręczny
FANNY - doskonała praczka
LUCY - ok. 14 lat, służąca
SARAH - dobra służąca i niańka
NANCY - ok. 16 lat, służąca
CLARA - ok. 20 lat, dobra kucharka
_________________________________________________
W SPRZEDAŻY RÓWNIEŻ JEDWAB I INNE DOBRA

20.08.2012

Whisky, wrak i wikary - historia parowca MV Plassey

W dniu 8 marca 1960 roku parowiec wypełniony skrzynkami szkockiej whisky dostał się w szpony sztormu. Było to u zachodnich wybrzeży Irlandii, niedaleko Galway. Wściekły ocean rzucił statkiem o skały, przeraźliwy dźwięk rozdzieranego o skały dna przebił się przez wycie wiatru. Ładownia szybko zaczęła wypełniać się wodą, załodze statku z bliska w oczy zajrzała śmierć.



Na pobliskiej wyspie Inisheer ogłoszono alarm. To nie był pierwszy statek rzucony o tutejsze skały. Mieszkańcy szybko przekazywali sobie wiadomość o katastrofie. Na tyle szybko na ile pozwalały tamtejsze warunki - w 1960 roku na Aranach nie było jeszcze prądu ani samochodów.



Akcja ratownicza powiodła się doskonale. Z wyspy wystrzelono linę, którą załoga przymocowała do komina statku. Po napiętej linie marynarze kolejno byli wciągani na ląd. Wszystkich jedenastu członków załogi uratowano.


52 lata później stoję z kuflem Guinnessa w pubie Tigh Ned na tej samej wyspie Inisheer. Rozmawiam ze starszym człowiekiem w kapeluszu, ma długie siwe włosy i pali fajkę. Aromatyczny dym snuje się pod dachem wiaty o którą wali deszcz. 

- Miałem wtedy 15 lat i dobrze pamiętam, że wszyscy marynarze, których wyciągaliśmy z morza byli pijani. Człowieku, oni wieźli wielki transport Black & White. Dookoła pełno było beczek z gorzałą, ludzie to wyciągali na brzeg. Najwięcej zabrał nasz ksiądz. Nie trzeźwiał potem przez kilka tygodni.



Nie wiem, czy mu wierzyć, ale historia jest niezła, nawet jeśli nieprawdziwa. Wrak wyrzucony na brzeg stał się źródłem wielu opowieści i jednym z ciekawszych punktów na Inisheer, gdzie zajeżdżają miejscowe dorożki z turystami. MV Plassey zagrał też w czołówce kultowego serialu o pewnej plebanii położonej na małej irlandzkiej wysepce. Tu go widać z lotu ptaka.



Z wraku mieszkańcy wyspy wynieśli co się dało zanim przyjechali celnicy. Kadłub statku wraz z upływem lat zaczął nabierać pięknej rdzawej barwy szczególnie ciekawej jeśli ogląda się ją w promieniach wschodzącego/zachodzącego słońca. Liczyłem oczywiście na takie warunki, żeby zrobić jakieś fajne rdzawe zdjęcia ale niestety i rano i wieczorem padał deszcz, więc postanowiłem się schronić we wraku.



Nie znam się za bardzo na okrętach, ale bez trudu znalazłem tę część kadłuba, którym statek walnął o skały. Pogięte żelastwo mówiło o sile oceanu, a dziury w poszyciu mówiły o upływie czasu od katastrofy.



We wraku znalazłem materac i kilka innych rekwizytów świadczących o tym, że ludzie przychodzą tu nie tylko robić zdjęcia i chować się przed deszczem. Właśnie zbliżała się jakaś para, więc zrobiłem im miejsce i oddaliłem się dyskretnie.  



MV Plasssey rozbijając się o najmniejszą wyspę trójpelagu Aran wpasował się na stałe w lokalny krajobraz i dał mieszkańcom dużo pracy - dzięki odwiedzającym Inisheer turystom mają co robić. Od niedawna jest tam też geoskrytka :)

Na farmie motyli w Straffan

Trafiłem na małą irlandzką farmę egzotycznych motyli. Jest otwarta tylko przez trzy letnie miesiące w roku, bo motyle krótko żyją. Mieści się w niewielkim domku jakiś  kilometr za wsią Straffan w hrabstwie Kildare. 


W domku kupiliśmy bilety i zapoznaliśmy się z dyżurnym patyczakiem olbrzymim, który przyjechał aż z Australii aby straszyć, zabawiać i pozować do zdjęć. Jak przystało na dobrze wychowanego patyczaka pozującego do zdjęć - prawie się nie poruszał.  


Obejrzeliśmy motyle na szpilkach powieszone w gablotach, nawet jedna z nich zawierała wyłącznie irlandzkie motyle. Było tam też kilka tarantuli i innych obrzydlistw, na szczęście wszystkie były martwe. Potem przeszliśmy do pomieszczenia, gdzie były same żywe i latające motyle. Akurat była pora lanczu, egzotycznym motylom podano pomarańcze w plasterkach.

Następną godzinę spędziłem przyglądając się fruwającym dookoła mnie motylom. Niektórym z nich próbowałem robić zdjęcia. Nie było to łatwe. Najlepiej jest po prostu przyglądać się tym delikatnym stworzeniom latającym wokół.   

W domku z motylami panował tropikalny klimat. To dobre miejsce na takie dni, kiedy za oknem pada deszcz i nie chce się wychodzić z pubu. 

W sąsiednim budynku obejrzeliśmy film o motylach, larwach, poczwarkach i wszystkich innych aspektach motylego życia.  

Motyla farma w Straffan jest czynna tylko do końca sierpnia, więc jeśli ktoś by chciał tam zajrzeć, to tu jest ich strona, namiary i bilety.



17.08.2012

Currach - stara irlandzka łódka

Długie łodzie pokryte zwierzęcą skórą to jedne z najstarszych łodzi na świecie. W Irlandii wciąż takich łodzi się używa, a niektórzy nawet po Oceanie Atlantyckim się na nich ścigają.



Tradycyjne łodzie irlandzkich rybaków zwane currach (ang. curragh) są podłużne i przeznaczone dla trzech wioślarzy. Ich wyporność pozwalała na przywiezienie z połowów ryb dla całej wioski na tydzień. Przewożono nimi nawet owce na sąsiednie zielone wysepki (opcja full wypas).



Historia irlandzkich łodzi sięga czasów neolitu, kiedy budowano w Irlandii słynne grobowce korytarzowe. W późniejszych czasach na takich samych łodziach irlandzcy i szkoccy piraci atakowali przyczółki Juliusza Cezara w Brytanii. Potem na łodziach currach irlandzcy misjonarze ruszali w świat. W zeszły weekend na Aranach załogi czterech irlandzkich prowincji zrobiły sobie jak co roku regularne wyścigi na łodziach currach.



Początkowo szkielet łodzi budowano z gałęzi i pokrywano go skórami zwierząt. W różnych kulturach wypracowano odrębne techniki w oparciu o dostępne materiały. Stosowano drewno, korę brzozy, skórę fok i bizonów, fiszbiny wielorybów. Dlatego irlandzka currach różni się kilkoma szczegółami od indiańskiej canoe i eskimoskiego kayak. Jednak idea jest ta sama - wszystkie te łodzie powstały w tym samym momencie - kiedy człowiek doszedł do oceanu i postanowił popłynąć.



Na zachodnim wybrzeżu Irlandii łódź currach można spotykać dość często. Niekiedy jest ona ozdobą przed domem, symbolem, pamiątką po dziadku. Bardzo często jednak kołysze się ona na wodzie lub leży na piasku do góry dnem. Od czasu do czasu trzeba ją połatać (kiedyś to były skóry a obecnie smoła).


Co roku na wyspach Aran odbywają się wyścigi irlandzkich łodzi currach. Z każdej prowincji przyjeżdża umięśniona załoga oraz łodzie wykonane przez miejscowych z dziada pradziada szkutników. Różnią się tylko detalami i numerem namalowanym na kadłubie. Kształt natomiast jest tradycyjny, taki sam jak w sklepie z pamiątkami na O'Connellu w Dublinie.


W tym roku zawody łodzi currach odbyły się na najmniejszej z wysp Aran - Inisheer. Była walka i rywalizacja, byli zwycięzcy i przegrani.



Wieczorem każda łódź została wyciągnięta na plażę i położona do góry dnem na pustych beczkach po Guinnessie. Załogi i widzowie ruszyli natomiast do pobliskiego pubu Tigh Ned w poszukiwaniu pełnych beczek. I ja tam byłem, Guinnessa piłem i kilka fotków zrobiłem :)

14.08.2012

Connemara 100 - Ultramaraton

foto ze strony  http://www.connemara100.com/
Connemara 100 czyli bieg na sto mil odbył się w ostatni weekend. Akurat jechałem do Clifden na nocleg, mijałem co kilka kilometrów biegaczy, każdemu towarzyszył z tyłu samochód. Jeden z biegaczy był niepełnosprawny, jechał na wózku inwalidzkim. 100 mil to prawie 161 kilometrów. Dopiero w Clifden dowiedziałem się co to za bieg i pełen uznania czekałem na kolejnych zawodników na mecie. 

Każdy z zawodników musiał ukończyć bieg w ciągu 30 godzin i miał własną ekipę, która mu towarzyszyła jadąc za nim samochodem, zaopatrywała w wodę, jedzenie i zapewniała w razie potrzeby niezbędną pomoc. Jako trzeci dobiegł do mety Polak, z którym udało mi się zamienić kilka słów. Ukończył bieg po ponad 17 godzinach. Szacunek dla wszystkich uczestników.

na wyświetlaczu brakuje z przodu jedynki - oczekiwanie na pierwszego zawodnika po ponad 16 godzinach ultramaratonu.

8.08.2012

Cis Jedwabnego Tomasza

Cis Jedwabnego Tomasza jest najstarszym drzewem w Irlandii. Rośnie pośrodku trawnika przed wejściem do głównego seminarium kraju i jednocześnie uniwersytetu NUI Maynooth.



Nie  ma przy nim żadnej tabliczki, ale jeśli spytacie któregoś ze studentów, to wskaże właśnie to drzewo. Zgodnie z narodowym wykazem Wszystkich Starych Drzew (Tree Council of Ireland) cis ma coś ponad 800 lat.



Zwyczajowa nazwa - Cis Jedwabnego Tomasza - nawiązuje do człowieka, który mieszkał w zamku, którego ruiny znajdują się tuż obok uniwersyteckiego kampusu. Historię Jedwabnego Tomasza opisał ze szczegółami Słowianin w Irlandii.


Jedwabny Tomasz nie miał nawet bladego pojęcia o drzewie, które teraz nosi jego imię. Za jego życia cis miał tylko 300 lat i był jednym z wielu drzew rosnących wokół zamku z XII wieku. Stało się jednak tak, że wszystkie inne przerobiono na łuki a ten jeden ocalał.



Cis pospolity występuje 
w Irlandii głównie przy starych zamkach, klasztorach, opactwach i cmentarzach. W Polsce drzewo to objął ochroną król Jagiełło w 1423 roku. Dzięki temu najstarsze drzewo w Polsce to również cis - Cis Henrykowski - dwukrotnie starszy od dębu Bartek.