29.04.2012

Woda życia - Bushmills

Whiskey z Bushmills jest czymś, co łączy Republikę Irlandii z Irlandią Północną. Jęczmień uprawiany na południu wyspy, na polach hrabstwa Cork jedzie na północny kraniec Irlandii, aby w Bushmills wykiełkować, sfermentować i trafić do dębowych beczek na wiele lat. Bushmills to najstarsza legalna fabryka gorzały na świecie.



Whiskey produkowano w Bushmills podobno już od XIII wieku. Kilkaset lat doświadczenia w zamienianiu trzech prostych składników w wysokoprocentowy alkohol doprowadziło wreszcie do przyznania królewskiej koncesji w 1608 roku i ta data widoczna jest na każdej butelce. Bushmills to wciąż działająca fabryka, którą można zwiedzać i po kolei przyglądać się etapom produkcji.



Nazwa whiskey wywodzi się od irlandzkiego uisge beatha, co oznacza wodę życia (z łac. aqua vitae). Zgodnie z irlandzkimi podaniami woda życia została wynaleziona w Irlandii przez św. Patryka jako lekarstwo wydłużające życie i łagodzące dolegliwości wszelakie. Tajemne receptury były przez wieki wykorzystywane przez iryjskich mnichów a potem przez irlandzkie i szkockie klany. Teraz te same receptury wykorzystują wielkie koncerny.



Zwiedzanie fabryki w Bushmills zaczyna się od małego słoiczka z jęczmieniem a kończy na małym łyku z dowolnej butelki. Chociaż wycieczka trwa 40 minut, to obejmuje okres 20 lat. Oznacza to, że gotową whiskey wlewają do butelek dorosłe dzieci pracowników, którzy wsypywali suchy jęczmień do kadzi 20 lat temu. Magazyn, w którym latami leżakują beczki ułożone aż pod strop robi wielkie wrażenie a jest to tylko jeden z 12 takich magazynów. Przez szklane pokrywy beczek zobaczyć można whiskey, która z wiekiem zmienia kolor i stopniowo ubywa. Przez 20 lat znika z każdej beczki połowa cennego trunku!



Zanim alkohol trafi do dębowych beczek następują procesy fermentacji - w olbrzymich zbiornikach jęczmień najpierw kiełkuje a potem fermentuje. Charakterystyczne olbrzymie kadzie z wydłużoną szyją służą do trzykrotnej destylacji - dzięki temu alkohol zagęszcza się aż do 85%. Procesu dogląda jeden pracownik, który obserwuje kolor destylatu - na tym etapie jest to zwykły przezroczysty spirytus. Kolor pojawia się dopiero po kilku latach leżakowania - im whiskey jest starsza tym ciemniejsza.



W sklepie przy destylarni można kupić specjalnego Bushmillsa, który ma 12 lat i nie jest on dostępny w żadnym innym miejscu na świecie. Dodatkowo na etykiecie pracownik może wydrukować dowolne nazwisko, taka pamiątka kosztuje 39 funtów.

Wewnątrz nie można robić zdjęć, co akurat w tym przypadku jest zrozumiałe. Za to koniec następuje degustacja wliczona w cenę biletu - trochę wody życia na dnie szklaneczki. Przyznam się, że po wizycie w Bushmills wprawdzie nie stałem się amatorem whiskey ale nabrałem szacunku do tego trunku i nie będę więcej mówił o "rudej wódzie na myszach" :) 

27.04.2012

Cudowny spichlerz - Wonderful Barn



Cóż może być cudownego w spichlerzu na zboże? Może na przykład ciekawie wyglądać w odpowiednim oświetleniu. Z żadnymi cudami Wonderful Barn nie ma nic wspólnego.



Wonderful Barn powstał w 1743 roku, a jego budowa dała okolicznym ludziom pracę i wynagrodzenie, którego w ciężkim okresie potrzebowali. Właścicielem ziemskim w tym rejonie był William Conolly - protestancki polityk walczący o wolności obywatelskie dla katolików, mąż stanu i jeden z ważniejszych bohaterów niepodległościowych Irlandii.



William Conolly zyskał przydomek "Mówca" (the Speaker) bo dobrze gadał. Całym swoim życiem świadczył, że Irlandczycy mają prawo do mieszkania w swoim kraju i wyznawania swojej religii. Umarł w 1729 roku, zostawił swoje nazwisko na wielu tabliczkach, w kilku szkołach i w większości irlandzkich głów. Jego żona Katherine kazała zbudować monumenty ku jego pamięci i jednym z nich jest właśnie Cudowny Spichlerz. Budowle tego rodzaju znane są jako folly.


Wonderful Barn otoczony jest murem a jego "wieżami" są dwa kamienne gołębniki o podobnym oryginalnym kształcie. Zarówno Barn jak i gołębniki były wykorzystywane zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Obecnie po odnowieniu wyglądają jak ptaki oskubane z piór ale za jakiś czas znowu pięknie obrosną bluszczem i będą równie cudowne jak dawniej.

24.04.2012

Plaża w Tramore i Metalowy Człowiek

Tramore to małe miasteczko nad Morzem Celtyckim. "Tra" po irlandzku znaczy "plaża" a "mór" znaczy "duży". Czyli małe miasteczko z dużą plażą. Jakieś 6 kilometrów czystego i twardego irlandzkiego piasku. Gdzieś na drugim kilometrze dopadł mnie fotograf :)






Jak się okazało, Kamil fotografował akurat swoim analogiem te trzy słupy, które widać za mną. Przy okazji opowiedział mi co to za słupy i kim jest Metalowy Człowiek z Tramore. Historia była ciekawa, więc pojechaliśmy razem na spotkanie z Metalmanem.   


Z twarzy Metalman przypomina Stalowego Sylwestra. Stoi na białym słupie 20 metrów nad ziemią i jakieś 120 metrów nad morzem i pokazuje ręką w stronę morza: SPŁYWAJ STĄD! 






"Spływaj stąd żeglarzu, bo za chwilę dno twojego statku zostanie rozdarte przez zdradzieckie podwodne skały, a twoje nędzne truchło morze wyrzuci wprost pod moje stopy".   


Metalman stanął na swojej kolumnie w 1823 roku jako pamiątka po tragedii, w której straciło życie 360 osób. Gdzieś w zatoce Tramore znajduje się specjalna tablica pamiątkowa, jednak Metalman jest widoczny z daleka. Wysokie białe słupy po obu stronach pięknej plaży w Tramore zaznaczają miejsce, które nie jest bezpieczną przystanią. 




Katastrofa wydarzyła się w 1816 roku. Statek zmierzał do portu w Waterford, jednak kapitan skierował statek w stronę świateł Tramore i wpakował się na podwodne skały. Na długą plażę, gdzie beztrosko biegałem prawie 200 lat później, morze wyrzuciło tego dnia zwłoki 360 ludzi.   




Statek, który tego dnia zatonął zwał się Konik Morski (Sea Horse). Od jego nazwy wziął się symbol kryształów z Waterford, które są jedną z droższych pamiątek z Irlandii. Wszystkie słupy i samego Metalmana co roku odmalowują uczniowie jednej ze szkół w Tramore. 




Do Metalowego Człowieka nie prowadzi żaden znak przy drodze z Tramore, żadna tablica ani drogowskaz. Ten gość ma być widoczny z morza a nie z lądu. Wszystkie łąki dookoła są ogrodzone. Jeśli spytacie o drogę taką kobietę z czarnym psem na smyczy i ona powie, że tu policja nie przyjeżdża na sygnał  "tresspassing", to wiedzcie, że w jednak niektórych drutach jednak jest prąd :)

22.04.2012

Folly - najdziwniejsze budowle w Irlandii

notka była już na starym pendragonie ale zgubiła się podczas przeprowadzki


Irlandia pełna jest budowli, których na próżno szukać w innych krajach. Oprócz wczesnochrześcijańskich okrągłych wież, neolitycznych grobowców korytarzowych, tajemniczych dolmenów , niedostępnych kamiennych fortów na atlantyckim klifie, czy wież Martello znaleźć tu można również konstrukcje, które wcale nie są tym, na co wyglądają. Na zdjęciu poniżej Tower of Lloyd - wygląda znajomo? Jednak do najbliższego morza jest około 40 km., więc nie jest to wcale latarnia morska. 
 
Tower of Lloyd, Kells, Co. Meath

Tower of Lloyd, Kells, Co. Meath

Mały okrągły budynek poniżej wygląda jak małe mauzoleum, jednak nie jest nikomu poświęcony. Stoi nad rzeką na terenie należącym do pałacu Castletown. 


Mausoleum, Castletown, Co. Kildare

A w poniższej piramidzie nie został pochowany żaden z irlandzkich faraonów. Wzniesiono ją pośród ruin średniowiecznego kościoła. 


Pyramid, Kilcooly Abbey, Co. Kilkenny

Wszystkie te budowle - tak różne od siebie - mają tak naprawdę jeden wspólny cel - zatrzymać nas, skupić na sobie wzrok, pobudzić do refleksji, czasem zauroczyć.


Wonderful Barn, Leixlip, Co. Kildare

Folly - bo o tym dziś mowa - to konstrukcja charakterystyczna dla XVIII wiecznego angielskiego parku krajobrazowego. Folly można zobaczyć zarówno w Wielkiej Brytanii jak i Irlandii, gdzie jak wiadomo Anglików swego czasu było sporo. Powstał wówczas zwyczaj stawiania pośród parkowych alejek niewielkich rzymskich i chińskich świątyń, małych piramid a nawet replik malowniczych ruin. Wszystko po to, aby nadać parkowi ciekawy charakter. 


The Bottle Tower, Rathfarnham, Dublin

W XVIII i XIX wieku budowa follies stała się sposobem na walkę z biedą i głodem - właściciele ziemscy zlecali budowę przeróżnych konstrukcji aby dać swoim poddanym pracę. W ten sposób projektanci stworzyli fantazyjnie wyglądające kamienne silosy zbożowe, samotne obeliski otoczone hektarami łąk, pomosty prowadzące w głąb bagien czy drogi donikąd. Czasem określa się te ich dzieła pomnikami głupoty. 
 
The Obelisk, Castletown Estate

Początkowo jedynym celem zbudowania folly było po prostu jego zbudowanie, bez żadnego praktycznego zastosowania. Z czasem niektóre z nich zaczęły pełnić jakieś funkcje użytkowe jako chatki dla myśliwych, punkty widokowe lub elementy współczesnych parków wypoczynkowych. Irlandzkie follies zostały również objęte opieką towarzystwa The Follies Trust



Scrabo Tower, Co. Down

Podobno w Irlandii przypada najwięcej follies na kilometr kwadratowy niż gdziekolwiek indziej na świecie. Dlatego jadąc przez Irlandię warto wypatrywać dziwnych budowli nawet z samochodu. 
 
Unknown folly :)

Najłatwiej jednak jest zobaczyć którąś z tych przedziwnych budowli w jakimkolwiek parku, który ma co najmniej 100 lat. Niewykluczone, że jakaś wieża z rodziny folly stoi nawet na pobliskim polu golfowym. 
 
Tower on grounds of Carton House

Follies są ciekawym akcentem w irlandzkim krajobrazie i stanowią kulturalne i artystyczne dziedzictwo tego kraju. 
 

17.04.2012

Zamek w Kilkenny

Zamek w Kilkenny jest jednym z niewielu irlandzkich zamków w których ciągle są dachy. Są również meble z epoki, obrazy na ścianach, strażnicy, kamery, no i bilety. Za luksus trzeba płacić, w tym przypadku bardzo zasłużenie. Zamek wart jest wizyty, zwłaszcza że dla amatorów mp3 jest autoprzewodnik ze słuchawkami, a dla turystów z Polski jest wydrukowany przewodnik po polsku. Jedyne co mi się w zamku nie spodobało, to absolutny zakaz robienia zdjęć w środku. 




Zamek zbudowano w 1195 roku jako jeden z pierwszych, które miały okolicznej ludności oznajmiać, że od teraz w Irlandii rządzi Anglia. Mimo że wszelkich okupantów nie lubię od dziecka, to sam zamek spodobał mi się.    




Zakazu robienia zdjęć starałem się przestrzegać, kiedy tylko strażnicy patrzyli. Trafiło się jednak kilka momentów, kiedy byłem poza ich zasięgiem i dlatego mogę teraz kilka wnętrz pokazać, a robię to po to aby zachęcić Was do kupienia biletu i samodzielnego zwiedzenia całości. Nie ma się co łudzić, że zamek w tak dobrym stanie przetrwał 800 lat, część budowli została poważnie odbudowana, jednak daje się tu zauważyć fakt, że zamek przez większość czasu był zamieszkany i był w rękach prywatnych, więc dzięki temu przetrwał w całkiem dobrym stanie.  




Ważne, że zamek wygląda przyzwoicie i ma tą swoją arystokratyczną dostojność. Przy zwiedzaniu zabytków przydaje się pewien margines wyrozumiałości - czy ktoś chciałby chodzić po perskim dywanie, który ma 600 lat? Albo żeby na głowę spadła średniowieczna dachówka?




Obszar należący do zamku nawet dziś jest ogromny, kosi go tuzin kosiarek co tydzień, w takich miejscach ogrodnik zawsze będzie miał pełne ręce roboty. Jednym z najbardziej okazałych miejsc w zamku jest długa galeria obrazów. Robi wrażenie, zwłaszcza olbrzymi rzeźbiony marmurowy kominek oraz drewniany dach pomalowany w przeróżne wzory i motywy. Tu też udało mi się zrobić zdjęcie i to nawet bez żadnych ludzi.




Na codzień staram się przestrzegać przepisów, ale najbardziej nie lubię zakazów fotografowania. Ani tego nie sprzedam, ani nie wydrukuję, flesza nie używam więc malowideł nie zniszczę. Jedynym skutkiem publikacji tych zdjęć tutaj może być kilka dodatkowo sprzedanych biletów na zamek, do czego Czytelników zachęcam.
(w pierwszą środę miesiąca wejście jest gratis).





Długi okres zamku w rękach szlachetnie urodzonych zakończył się w 1967 roku, kiedy ostatni właściciel - markiz Arthur VI Ormonde przekazał swoje dziedzictwo państwu za symboliczną kwotę 50 funtów. Od tamtej pory zamek należy do dziedzictwa narodowego Irlandii i jest w rękach Office of Public Works (OPW).



14.04.2012

Pamiątki z Titanica

Titanic zbudowany w stoczni Harland and Wolff w Belfaście zatonął 100 lat temu. Dziś sama stocznia jak i pamięć o katastrofie są częścią krajobrazu Belfastu. Nie dla wszystkich jest to takie oczywiste, nieraz spotkałem się ze zdziwieniem moich klientów, kiedy im mówiłem, że Titanica zbudowano w Irlandii. Chodząc po mieście nie da się nie zauważyć akcentów związanych z najsłynniejszym brytyjskim liniowcem. 



Liczne fotografie związane z budową, wodowaniem i wnętrzami Titanica wystawione są na wystawie w City Hall w samym centrum Belfastu. W reprezentacyjnym budynku miasta pokazuje się głównie ogrom statku, jego świetność, przepych i detale, bo o błędach konstrukcyjnych i samej tragedii i tak wszystko już wiadomo. Chociażby z filmu ;)



W wielu pubach tradycyjnie po irlandzku wiszą stare zdjęcia, sporo w tym temacie. Gdyby je wszystkie zebrać, uzbierałaby się całkiem niezła kolekcja. W samym centrum Belfastu, naprzeciwko City Hall stoją 
wzdłuż Donegall Square wysokie jak czwarty komin Titanica słupy upamiętniające słynne liniowce ze stoczni H&W. Tuż pod nimi, na chodniku - pamiątkowe tablice z krótką historią olbrzymów. RMS Atlantic - zatonął w 1873 roku. RMS Titanic - góra lodowa w 1912. HMHS Britannic - zatopiony przez niemiecką minę w 1916. RMS Celtic - wpadł na skały Cobh w 1928 roku. Długa aleja pamięci w samym sercu dzielnicy handlowej. Wkomponowana w architekturę i prawie niezauważalna. Można by powiedzieć - duchy liniowców wrośnięte w środek miasta.


Dwie żółte olbrzymie suwnice nazwane Samson i Goliat widoczne już z kilku kilometrów to również jeden z symboli Belfastu. Ciągle w ruchu z wielkimi literami H&W, znaczą miejsce największych na świecie suchych doków i kolebkę Titanica.  



Miejsc, gdzie można kupić pamiątki związane z Titanicem jest w Belfaście mnóstwo. Pełen wybór asortymentu, od pocztówek i plakatów przez magnesy na lodówkę, czapki kapitańskie i okolicznościowe bejsbolówki po reprodukcję ostatniego menu z okrętowej restauracji wydaną w pięknych oprawach (
£ 50). 

Ja mam swoją własną pamiątkę związaną z Titanicem, którą znalazłem około 300 km od Belfastu w szczerych polach hrabstwa Westmeath. Trzy lata temu zabłądziłem na pasterskich dróżkach środkowej Irlandii szukając jakiegoś starego kościoła i przypadkiem natknąłem się na zrujnowany dom, przy którym do kamiennego muru ktoś przyczepił tabliczkę, że tu mieszkał jeden z pasażerów feralnego rejsu, niejaki Pat Fox.  


Moje śledztwo wykazało, że Pat Fox pracował w Ameryce, a do starej Irlandii przypłynął na Wielkanoc roku 1912, żeby odwiedzić swoich rodziców. Był robotnikiem budowlanym, więc miał powrotny bilet na Titanica w trzeciej klasie - za jedyne £7 i 15 szylingów. Być może podróżował nawet na tym samym pokładzie, co Leonardo di Caprio w filmie. Fox utonął w zimnym morzu mając zaledwie 23 lat. Z domu jego rodziców zostały zaledwie trzy ściany i poza kamieniami nie ma tam nic, co mogłoby opowiedzieć o tamtych czasach, jednak czułem, że dotknąłem prawdziwej historii z czasów Titanica. Okolica nie zmieniła się przez ten czas za wiele, dom zapadł się i tylko na starym murze pojawiła się pamiątkowa tabliczka. Pat Fox jednak na zawsze pozostanie jednym z pasażerów Titanica, wiecznie młodym człowiekiem z Boher. A ja mam swoją pamiątkę z Titanica - malutki kamyk z jego dawnego domu. 

13.04.2012

Dziurawy kamień leczący

Podczas powrotu z jednej wypraw w nieznane, zobaczyłem charakterystyczną brązową tabliczkę, na widok której zawsze zawracam. Tym razem wyjątkowo nam się poszczęściło, bo mogliśmy skorzystać z leczących mocy drzemiących w irlandzkiej ziemi. Tabliczka głosiła, że oto 50 metrów od asfaltu spoczywa sobie w polu od kilku tysięcy lat kamień z regularną dziurą pośrodku.



Kamień oznaczony w katalogach irlandzkiej spuścizny kulturowej nazwany został Clochaphoill, imię prawdopodobnie po jakimś dawnym olbrzymie, który nosił z takich kamieni naszyjnik zapewniający mu nieśmiertelność albo męstwo. Jeden z "paciorków" zaplątał się gdzieś w polu pomiędzy Carlow a Kilkenny.



Przez długie stulecia kamień ten (jeszcze stojący pionowo) służył do przeróżnych rytuałów - przez otwór w kamieniu zawierano związki, składano przysięgi, leczono kończyny. Jeszcze w XVIII wieku przez otwór w kamieniu przekładano noworodki i niemowlęta aby zapewnić im zdrowie (dziś nazwalibyśmy to szczepionką). Korzystając z okazji, że nie było kolejki przełożyliśmy przez otwór w kamieniu 
Clochaphoill wszystkie niemowlaki, które akurat mieliśmy pod ręką, potem powkładaliśmy tam wszystkie ręce i nogi, po czym cudownie uzdrowieni pojechaliśmy dalej.



Ostatnio pisałem o kryształach z miasta Waterford, ale ten kamień jest dla mnie dużo ciekawszym przykładem sztuki rzeźbiarskiej. Otwór został wyrzeźbiony około 4000-5000 lat temu, w epoce neolitu, kiedy najnowocześniejszym narzędziem był młoteczek z kamienia i patyka. Przebicie się tym przez półmetrowy granit wzbudza mój szacunek. I w dodatku otwór jest idealnie okrągły, jak słońce, na które spoglądał przez powiększające się okienko nieznany neolityczny rzeźbiarz. Takie Windows Neolit. 

Więcej o magicznych kamieniach z dziurą pisałem tutaj.

11.04.2012

Kryształy z Waterford


Kryształy z Waterford znane i cenione są nie tylko w Irlandii. Kryształowe żyrandole z irlandzkiej fabryki zawisły w Opactwie Westminsterskim w jego 900 rocznicę. Kryształowe kule, szklane rakiety oraz inne trofea dla zwycięzców Formuły 1 również tu powstawały. Wielka Sylwestrowa Kula odliczająca ostatnią minutę roku ze szczytu Times Square w Nowym Jorku też tu została zrobiona. Nie licząc setek tysięcy drogocennych pamiątek, które wywieźli z Irlandii turyści z różnych krajów. Dlatego niespodziewane zamknięcie fabryki o dość długich tradycjach było wielkim zaskoczeniem zarówno dla pracowników jak i mieszkańców Waterford.



Waterford ma długie tradycje dmuchania i rżnięcia szkła. Pierwszą fabrykę otworzyli w 1783 bracia Pembroke, którzy postanowili zrobić biznes na czymś, na czym się za bardzo nie znali. Drogie i ładne cudeńka produkowane dla bogatych odbiorców były gwarancją sukcesu, trzeba było tylko znaleźć zdolnych rzemieślników, którzy te cudeńka wyprodukują. Bracia Pembroke znaleźli takich pracowników w podupadającej fabryce szkła Stourbridge w środkowej Anglii i czym prędzej ich u siebie zatrudnili.





Interesy szły nieźle, portowe Waterford świetnie się nadawało do wysyłania do Anglii i Europy kryształowych waz, kielichów i żyrandoli, które szybko znalazły nabywców. Sława kryształów z Waterford rosła. Bardzo szybko jednak pojawiły się różnice w poglądach na przyszłość firmy a w dodatku były pracodawca angielskich rzemieślników John Hill zainteresował się nadmiernie jedną z pań Pembroke. Firma zmieniła właściciela, a w 1851 roku - po niecałych 70 latach produkcji kryształów - fabrykę zamknięto. 




Po kolejnych 100 latach, już po II wojnie światowej w Waterfordzie pojawił się czeski emigrant Karol Bacik, z zawodu producent szkła. Jako właściciel czterech fabryk szkła (zabranych mu przez socjalistyczne władze Československiej Republikiposiadał już duże doświadczenie, dlatego postanowił wskrzesić irlandzkie kryształy z Waterford. Wspólnie z niejakim Bernardem Fitzpatrickiem, właścicielem sklepu z pamiątkami z Dublina utworzyli nową firmę - Waterford Glass. 


Po trzech latach ze względów finansowych musiał się poddać, a firmę przejęła Irish Glass Bottle Company, oferując Bacikowi miejsce w zarządzie firmy. Słynne kryształy produkowane były znowu pod inną nazwą, ponieważ właścicielem była tym razem firma Wedgwood, która tak się rozpędziła w okresie Celtyckiego Tygrysa, że w końcu splajtowała. Z dnia na dzień wszystkie fabryki irlandzkich kryształów zamknięto.  


Po niedługim czasie kryształy przejął holding WWRD i od czerwca 2009 można znowu oglądać kryształowe precjoza w nowej siedzibie firmy w centrum Waterford. Kryształowy biznes po raz kolejny podniósł się jak feniks z popiołów i pewnie dlatego symbolem waterfordzkich kryształów jest konik morski ze stajni Wikingów. Fabryka obecnie produkuje rocznie 750 ton kryształowych cudeniek. 



Muzeum Kryształów w rejonie Viking Quarter w Waterford to największa na świecie kolekcja tych wyrobów. Można je nawet ze sobą zabrać jako pamiątkę. Kryształowy bębenek typu bodhran za 8 tys euro, gramofon za 19 tys euro czy harfę za 30 tys euro. Jest też kącik z tańszymi pamiątkami - tu ceny są poniżej €75. Na miejscu jest możliwość wykonania napisu okolicznościowego (w cenie kryształu). Ciekawostką jest, że można zamówić dowolną rzecz z kryształu i zostanie ona wykonana. Produkcja jest jak dawniej - szkło jest dmuchane przez rurkę a potem ręcznie zdobione przez wprawne ręce. Warto to zobaczyć.